Danka Piasecka

Wersja krótka

Przedsiębiorczyni, doradczyni i trenerka biznesu, ekspertka ds. zamówień publicznych.

Zamówieniami publicznymi zajmuje się od blisko 11 lat. Uczyła się ich w praktyce oraz na szkoleniach, kursach i studiach, z książek oraz korzystając z wiedzy i doświadczenia mądrzejszych od siebie. Prowadzi firmę, którą zbudowała i rozwinęła na bazie zamówień publicznych, by obecnie eksplorować rynek komercyjny ucząc innych, jak wejść na ten rynek i zarabiać.

Specjalizuje się głównie w branży edukacyjnej oraz IT, choć żadna branża jej niestraszna. Dla swoich klientów pozyskała zamówienia na prawie 50 mln zł

Jej praca to nie tylko składanie ofert. Pracowała po każdej ze stron (przedsiębiorców oraz klientów publicznych) oraz reprezentowała klientów przed Krajową Izbą Odwoławczą (to taki sąd dla zamówień publicznych). Jest również trenerką z zakresu pozyskiwania klienta publicznego, a także z przygotowania i prowadzenia postępowań publicznych zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa.

Łącząc w swojej pracy znajomość procesu prowadzenia postępowań publicznych, pozyskiwania zamówień, przebiegu rozprawy przed Krajową Izbą Odwoławczą, zdobyła doświadczenie, które będzie miało dużo lepsze przełożenie na Twój biznes niż sama nauka pozyskiwania zleceń publicznych.

Chcesz wiedzieć, jak wyglądała moja kariera? Przeczytaj dłuższą wersję!

Szukając kariery dla siebie, nawet nie wiedziałam czym są zamówienia publiczne!

Już w liceum dorabiałam jako hostessa na promocjach w supermarketach i w kioskach szybkiego ruchu po godzinach. Potem, trochę z przypadku, trafiłam na studia matematyczne (nie dostałam się na filologię polską, a że nigdy nie miałam problemu z matematyką, to tak jakoś wyszło). Nadal dorabiałam jak tylko nadarzyła się do tego okazja, aż w końcu na czwartym roku studiów postanowiłam osiąść gdzieś na dłużej. Padło na sklep odzieżowy, sieciówkę w centrum handlowym. Nie było źle, płacili na czas, zawsze coś mogłam sobie dorobić plus do tego ten elastyczny grafik. W połączeniu ze stypendium naukowym miałam całkiem niezłą sumkę na miesiąc.

Studia skończyłam z wynikiem bardzo dobrym, jednak nie otworzyło to przede mną drzwi do wielkiej kariery. Dłubałam więc sobie jeszcze przez chwilę stojąc na kasie i układając ciuchy, aż w końcu niechęć do wyrabiania targetów sprzedażowych i „urabiania klienta” urosła tak bardzo, że z dnia na dzień rzuciłam tę pracę! Miałam dość walki o klientów i prowizje w zespole… Więc postanowiłam, że nigdy więcej nie chcę pozyskiwać klientów!

Uwaga, zamówienia publiczne wciągają!

Jakiś czas później trafiłam do firmy szkoleniowej, w której miałam dostać etat specjalisty ds. zarządzania projektami. Jednak proces wdrażania na stanowisko przedłużał się, więc z nudów zaczęłam interesować się tym, co robią koledzy z pokoju obok. Był to dział zamówień publicznych. Trochę mnie to przerażało, trochę ciekawiło, ale jednak to drugie zwyciężyło. W tym samym czasie, w dziale zamówień zwolniło się jedno miejsce. Nie pamiętam nawet czy prosiłam o to stanowisko, ale wskoczyłam w nie tak płynnie, że już po miesiącu byłam pewna, że to jest właśnie to, czym chcę się zajmować w tej firmie!

Lubię adrenalinę, choć wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to było to, ale już po kilku miesiącach ze składania ofert o wartości do 150 tysięcy złotych, wskoczyliśmy na zamówienia przekraczające wartość 4 mln zł. Cóż to było za przeżycie! Potem już wszystko potoczyło się samoistnie. Składanie ofert na coraz to większe zamówienia, coraz to więcej zamówień (robiłam wyścigi sama ze sobą, czy danego dnia przebiję rekord złożonych ofert z dnia poprzedniego) zrobiło ze mnie osobę, którą inni podpytują: co zrobić, jak zrobić, do kiedy zrobić, a jak inaczej zrobić?

W pewnym momencie miałam już swój nieformalny kilkuosobowy zespół i padła decyzja, by zrobić z tego oficjalnie mój dział. I wtedy wszystko się posypało. Pracowałam po 16 godzin na dobę, 7 dni w tygodniu. Cały dział pod sobą to dużo pracy. To nowi ludzie, a nowi ludzie, to większa odpowiedzialność. Naturalnie poprosiłam o podwyżkę. Skończyło się na złożeniu wypowiedzenia. Uczciwie przyznaję, że nie była to do końca przemyślana decyzja. Miałam jednak już dosyć. Zarabiałam 3 500 zł na miesiąc, czyli jakieś 7,30 zł na godzinę, a odpowiedzialność OGROMNA! Po złożeniu wypowiedzenia odetchnęłam z ulgą, ale jednocześnie byłam przerażona sytuacją, w której się znalazłam. Miałam 3 miesiące, aby wymyślić, co dalej.

Zamówienia publiczne to mój żywioł!

Oczywiście padło na własny biznes. Od momentu przygody z kierunkiem studiów, wiedziałam już, że nie ma sensu ze sobą walczyć. Gdybym znów poszła na etat, to byłoby kwestią czasu spotkanie się z szefem w miejscu zwanym „rozwojowy sufit”. 

Mój problem był jednak taki, że nie miałam oszczędności, klientów ani bladego pojęcia, jak prowadzić firmę. Podeszłam jednak do tematu racjonalnie i skupiłam nie na tym czego nie mam, ale na tym, co mam! A miałam wiedzę i doświadczenie w pozyskiwaniu klienta publicznego. I nie bałam się ciężko pracować. Skorzystałam więc z tego.

Niedługo minie 6 lat, odkąd mam własną firmę i niejeden zarobiony milion już za sobą. A to wszystko dzięki zamówieniom publicznym! Czy możesz sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy doszło do mnie, że zamówienia publiczne, to pozyskiwanie klienta, od czego – zarzekałam się przecież – że będę trzymała się z daleka?!

Wiem, że nie tylko ja mam takie podejście do sprzedaży i pozyskiwania klientów, dlatego właśnie postanowiłam pokazać mikroprzedsiębiorcom, że istnieją również inne sposoby pozyskiwania zleceń. Nie trzeba mieć gadane. Nie trzeba atakować klienta z każdej strony. Nie trzeba się męczyć i brać udziału w wyścigu szczurów na to, kto pozyska więcej. Wystarczy znaleźć ogłoszenie i złożyć ofertę. To wszystko! Proste, prawda? Tak samo proste, jak proste są zamówienia publiczne, o czym przekonasz się dołączając do mojego kursu.

Najdroższe lekcja biznesu!

Ale żebyś nie myślał, że mój biznes był taki usłany różami, to przyznam Ci się do mojej największej porażki biznesowej w życiu. Niespełna rok po moim odejściu z etatu, zdobyłam bardzo duży kontrakt (900 tys. zł). Ponieważ jednak sama nie chciałam rozpraszać swojej uwagi i chciałam skupić się na tym, co robię najlepiej, czyli na pozyskiwaniu kolejnych zleceń, oddałam całość tego kontraktu jednemu podwykonawcy. Jak się pewnie domyślasz nie był to najmądrzejszy ruch z mojej strony. Podwykonawca spartolił zlecenie, ale konsekwencje tego poniosłam ja. Skończyłam z karami finansowymi i minusem na koncie, ale była to najlepsza lekcja biznesu, jaką zaliczyłam. Od tamtej pory polegam wyłącznie na specjalistach i ekspertach i nigdy, ale to NIGDY, nie oddaję całego zlecenia jednemu podmiotowi.

Dlaczego opowiadam Ci moją historię?

Ponieważ, po pierwsze, chcę podkreślić, że nie tylko mogę nauczyć Cię, jak pozyskać zamówienie na rynku publicznym, ale również, jak się na tym rynku poruszać. Po drugie, dzięki zamówieniom publicznym (znowu)!) bardzo szybko odrobiłam straty i odzyskałam płynność finansową, dzięki czemu mój biznes przetrwał i hula po dziś dzień. Więc jak sam widzisz – warto się zamówieniom publicznym przyjrzeć bliżej.

Obecnie realizuję zlecenia na terenie całej Polski, zatrudniając nawet do 30 osób na rok, w zależności od wielkości pozyskanego zamówienia. Nie pracuję już 16 godzin na dzień, nie zarabiam 3500 zł „na rękę” i z perspektywy czasu wiem, że postawienie na siebie i wejście we własny biznes było moją najlepszą decyzją w życiu zawodowym.

Chcesz wejść na rynek publiczny, ale nie wiesz czy to dla Ciebie? Obejrzyj mój bezpłatny materiał!